W świetle księżyca czerwono-ruda kotka z kremowym pyszczkiem chyłkiem przemyka pomiędzy dwoma kartonami. Z zębów zwisa bezwładnie szaro-brązowe ciałko. Mysz. Samica kota nie ma pojęcia o tym, że jest obserwowana. Została wysłana tutaj na polowanie przez swoją grupę, a w międzyczasie na przeszpiegi. Jej brązowe oczy biegają zainteresowane. Nigdy nie była W TEJ części miasta. To tereny wroga. Nagle do nozdrzy młodej kocicy dobiega gryzący zapach. Kotka stroszy futro, wyciąga pazury i przykleja się do ściany muru, w każdej chwili gotowa do ataku. Hah! To tylko rozbawia koty z Klanu Krwi. W ciemnościach widzi błysk zębów, a zaraz potem parę oczu, błyskających jak dwa kamienie szlachetne. Czarny jak noc kot uderza i zadaje szybką śmierć młodej. Ostatnie, co widziała, to biała łapa sięgająca do gardła.
***
- Scourge! Gdzie ty się do jasnej cholery włóczysz?! - ryknął z daleka jeden z moich "kolegów".
- Idę, ty zapchlona, bezzębna (chociaż kocur miał zęby, i to całkiem ostre) kreaturo! - odpowiedziałem z taką samą nienawiścią w głosie.
Zlizałem krew z łapy. Ach, te młode koty! Myślą, że wszystko im wolno! Tego dnia nasza grupa pozbyła się już trójki takich. Jednemu darowaliśmy życie, pozostawiając mu na pamiątkę czarną, bezdenną dziurę w oczodole. Podbiegłem do dwójki kotów. Szylkretowa kotka z nienaturalną biała łatą na prawym oku i szary kocur. Sierść całej naszej trójki splamiona była krwią.
- O wilku mowa... - mruknęła Snowflake, czyli szylkretowa.
Przewróciłem oczami, ale Hawkie (kocur) zmarszczył nos i fuknął na mnie:
- Wracamy! Bone da nam niezły ochrzan, jak się spóźnimy!
- Jakbym nie wiedział, Hawkie! - odpowiedziałem kocurowi.
Tak, o tym wiedziałem aż za dobrze. Szpetna rana ciągnąca się od łopatki do brzucha nieźle dawała o sobie znać. Ruszyłem przed siebie, za mną maszerował Hawkie, a na szarym końcu skradała się nieśmiało Snowflake. Kotka należała do tej małej grupy, która jeszcze nie mogła się pochwalić psim zębem na obroży. Na mojej błyszczała już cała górna część tych kłów i około połowa dolnej. Hawkie miał zaledwie 7 zębów w obroży. Podczas tych dobrych lat mojego życia trochę kotów przybyło do Klanu Krwi. Kiedy mnie nie było, walczyłem, polowałem, i poznawałem... na przykład taką River. Moje lodowate serce ścisnęła gorąca łapa.
- Scourge? - usłyszałem łagodny głos. Odwróciłem łeb i zobaczyłem Snowflake. Patrzyła na mnie z troską i niepokojem. Tak, Snowflake przepędzała z mojego serca ImmortalRiver. Jej bursztynowe oczy razem z pstrym futrem i białą łatką, niczym płatek śniegu na brudnej, jesiennej ziemi.
- Hej gołąbeczki, szybciej może?! - warknął na nas Hawkie.
Westchnąłem i ruszyłem za kocurem, zerkając jeszcze raz na Snowflake.
***
Kocur szedł przede mną, co jakiś czas spoglądając na mnie. Fakt, był trochę starszy... O 2 lata, ale to chyba nie robi różnicy. Za każdym razem, gdy odwracał głowę, psie zęby dzwoniły delikatnie. Zarumieniłam się. Ja nie miałam na swoim koncie nawet jednego psa. Przez 4 lata nie ubić ani jednego pchlarza! Naprawdę zastanawiałam się, czy to ma jakikolwiek sens. Nagle, centralnie przed Hawkie'm jeden z koszy wywrócił się. Przerażony odskoczyłam do tyłu. Naszym oczom ukazał się biały kot. Za nim wyskoczyły dwa kolejne, szary i czarny. Potem kolejne kocie głowy wychylały się zza pudeł i z sykiem zaczęły nas okrążać. Łaciate, czarne, szylkretowe, białe, szare, pręgowane... Otoczyła nas grupa składająca się z 20 osobników. Cofnęłam uszy, a mój ogon nastroszył się. Po chwili futro na nim zaczęło falować niczym dym. Śmierdząca, zielona ciecz pokryła moje łapy, ogon, uszy i gardło. Toksyny. Spojrzałam na Hawkie'go. Powoli rozłożył skrzydła i otworzył pysk, z którego wysunął się gadzi język. Świst ogona Scourg'a dał mi znać o tym, że i on użył mocy. Koty rzuciły się na nas, kiedy zobaczyłam patrol naszego klanu.
***
Czarna kotka rzuciła się na mnie, a z ślad za nią dwie jej towarzyszki. Gryzły mnie po łapach. Pewnie rodzeństwo, bo obie miały tę samą irytującą moc - większe zęby. Długie szable kąsały mnie, a ja z trudem unikałem ciosów. Strzeliłem z w pysk jednej kotki i odskoczyła zdziwiona. Po chwili na jej "twarzy" pojawił się grymas bólu i wycofała się w ciemność łkając cicho. Próbowałem trafić jej siostry, ale one były mądrzejsze. Szybko jak strzały unikał uderzeń ogona. Wtem jedna z nich drapnęła mnie w i tak już paskudnie wyglądającą ranę. Miauknąłem głośno, a druga złapała mnie za kark tymi swoimi kłami. Moje futro przybrało odcień ciemnej czerwieni. Wbiłem pazury w szczelinę i moje niedoszłe morderczyni odskoczyły jak przerażone. Cień pojawił się natychmiast. Rozdarł gardło jednej z kotek a drugą odesłał do domu bez ucha i połowy ogona. Szepnąłem mu na ucho, kto jest dobry, a kto nie. Zupełnie zapomniałem o tym, że on zabija wszystkich jak leci i wszystko mu jedno. Najbliżej stał Hawkie. Bestia wyciągnęła pazury w stronę kota i po prostu połamała. Złamała go na pół jak gałązkę. Cała ziemia i chodnik pokrył się krwią. Kot walczący z Hawkie'm popatrzył na potwora przerażony i uciekł. Zawołałem Cienia. Spojrzał na mnie dymnymi oczami i natychmiast znalazł się przy mnie. Syknąłem, a on rozpłynął się w powietrzu, jakby go nigdy tu nie było.
***później***
Te słowa wciąż mieszały mi się w głowie. Zrobiłeś to celowo! Nienawidziłeś go! Byłeś zazdrosny! Nie chcemy cię znać! Trudno się dziwić, przed chwilą uciekłem. Słyszałem kroki za sobą. Nie miałem zamiaru się odwracać. Wskoczyłem na płot i wybiłem się mocno. Niezgrabnie wylądowałem na dachu i skoczyłem za komin małego domku. Położyłem się. Nie miałem zamiaru płakać, to nie dla mnie...
- S-scourge?
Wzdrygnąłem się i natychmiast odwróciłem łeb w stronę kota. Snowflake miała łzy w oczach i wiele ran.
- Ty też zamierzasz powiedzieć mi, jaki to jestem okrutny?! - warknąłem na nią. Cofnęła się i spuściła łeb.
- Nie... Chciałam ci tylko coś powiedzieć... - jęknęła cicho i położyła się obok mnie.
- To jest aż takie ważne, że leciałaś za mną aż tutaj, narażając się na wywalenie z klanu?
Nastała cisza, aż w końcu odpowiedziała:
- Tak.
Westchnąłem, czekając aż kotka zacznie. Spojrzała na mnie błagalnie. Odwróciłem się w jej stronę. Jej oczy mokre od łez lśniły w blasku księżyca niczym prawdziwe bursztyny. Zbliżyła do mojego pyska swój. Cofnąłem uszy. Zamierzałem wrócić do lasu... Cóż, tutaj miałem zakochaną we mnie Snowflake, a tam ImmortalRiver. Pamięta mnie jeszcze? Pewnie nie. Pyszczek kotki znalazł się niebezpiecznie blisko. Bez wahania wysunąłem swój pysk do przodu - po raz pierwszy od wielu miesięcy. Wreszcie kotka cofnęła swój łeb.
- Przepraszam... Naprawdę musisz odchodzić? - spytała się.
- Wracam do lasu - odpowiedziałem.
Westchnęła, a ja znów połączyłem swój nos z jej noskiem. Wstałem, i zeskoczyłem z dachu. Spojrzałem jeszcze raz na Snowflake. Patrzyła na mnie ze smutkiem. Uśmiechnąłem się i podbiegłem przed siebie - prosto do miejsca, gdzie wszystko tętni życiem.
***
Obudziłem się. Promienie słońca ledwie przedostawały się przez gęste liście. Płatki śniegu spadły na moją sierść. Rany z wczorajszej walki piekły boleśnie. Zacząłem tarzać się w śniegu. Lodowaty puch nieco złagodził ból. Odetchnąłem z ulgą.
- Aż takie fajne jest tarzanie się po śniegu? - usłyszałem.
Zesztywniałem. Hope murowany, ale od kiedy używa języka o tak pięknej i szlachetnej nazwie: sarkazm? Skoczyłem na równe łapy. Nie, to nie Hope. Szary kot z białymi łatami patrzył na mnie - nie ukrywajmy - jak na idiotę z innego świata.
- Czy my się znamy, chmureczko?
Kocur zmarszczył nos. Zza jego pleców wyjrzały dwie inne głowy - czarna ze złotymi oczami i czarna z zielonymi oczami.
- Kyoukai, nie sądzę, żeby on był wrogi... - szepnęła kotka.
Usiadłem z wrażenia.
- R-river? - jęknąłem.
- Znasz go? - syknął kocur do mojej dawnej partnerki, a ja w jednej chwili poczułem ochotę, żeby wyrwać mu język z tej jego niewyparzonej gęby, wydłubać oczy i zwymiotować do gardła.
Kotka skuliła się, jakby to było coś nielegalnego.
- Tak... - najwyraźniej ten cały Kyoukai nie miał reputacji łagodnego baranka, skoro nawet ImmortalRiver czuła przed nim respekt.
Ziewnąłem. Interesujące, przemalowana kopia Hope'a, ImmortalRiver i mały kurdupel.
<Kyoukai, ImmortalRiver, Sleppy? Się rozpisałam...>